Mistrz pługa Mistrz pługa
5857
BLOG

Muzeum Powstania Warszawskiego co można, a co należy poprawić

Mistrz pługa Mistrz pługa Kultura Obserwuj notkę 40

Byłem w Warszawie i tak się złożyło, że nagle znalazłem czas by zajść do Muzeum. Była to moja pierwsza wizyta, miałem ograniczony czas na zwiedzanie i być może część z moich uwag jest błędna. Rozumiem, że moje liczne uwagi w naturalny sposób wzbudzą opór. Jestem otwarty na dyskusję.

Mój poziom znajomości tematu Powstania określiłbym jako średni. Nie jestem ekspertem, ale chyba też nie odbiegam od poziomu przeciętnego zwiedzającego.

No dobra, jak zwykle wpadam we własną pułapkę nadmiernej skromności. Muszę z tym skończyć bo to tania sztuczka na uwodzenie czytelników. Mój poziom jest znacznie powyżej przeciętnej. Ja np. wiem kto kogo oblegał w Warszawie. Ha!

A nie jest to wiedza zbyt powszechna. Przykład, a proszę bardzo. Dzisiaj na stronie głównej onetu był artykuł o polskich kamikadze.

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/polscy-kamikadze-kim-byli/d2p74b

Napisany na podstawie ‘Polski Zbrojnej’! Możemy tam przeczytać taki ciekawy akapit o Polakach:

Takie oddziały działały w Sanoku, w 2. Pułku Strzelców Podhalańskich, gdzie powstał Samodzielny Batalion Szturmowy, zwany batalionem śmierci, który prowadząc akcje dywersyjne rozbijał m.in. niemieckie kolumny w okolicach Bogumina. Podobny oddział przerywał łączność wroga w oblężonej Warszawie.

Nie chcę odbiegać od tematu więc powiem tylko tyle, że ja bym tak tego nie ujął. No ale wracajmy do sedna. Uwag mam dużo, co nie oznacza, iż słabo oceniam Muzeum i pracę zatrudnionych tam osób. Chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że rozmawiałem z siedmiorgiem pracowników i wszystkie te osoby były uprzejme i pomocne. Większość też wyraźnie przyjazna i zaangażowana. Osiemnaście złotych na wstęp uważam za dobrze wydane. Proszę o tym pamiętać gdy przejdziemy do części, która się może nie spodobać osobom związanym z tym projektem.

Większość uwag będzie dotyczyć spraw, których jak się domyślam nikt i tak sobie nie weźmie do serca. Zwłaszcza iż najpierw mam zamiar wspomnieć o czymś, co może się twórcom Muzeum wydawać drobnostką, ale mnie po prostu doprowadza do furii. Pewnie więc się już od początku znielubimy i nawet jeśli inaczej ktoś potraktowałby moje uwagi poważnie, to po tym moim występie, w świętym oburzeniu wykasuje hurtem wszystkie moje przemyślenia z pamięci.

No cóż, tego się spodziewam i nie robię sobie większych nadziei. Niemniej jednak być może będzie to jakieś ziarenko, które pchnie ludzi do działania w dobrym kierunku. To muzeum musi się i tak rozwijać. Dobrze by było, by ktoś zadał sobie trochę trudu intelektualnego w jakim kierunku.

Oczekuję zapamiętania przez czytelników, iż autorem moich pomysłów jestem ja. Nie jestem sobkiem i się nimi dzielę, jednak nie oznacza to iż są to pomysły błahe. Co daje mi pewność do udzielania niechcianych porad? Mam wykształcenie i doświadczenia marketingowe, a także za sobą studium KO kierunek animatora kultury. Powiedzmy więc mało genderowo, że nie są to uwagi byle kucharki.

Zacznijmy od początku.

Do Muzeum zmierzałem na azymut, czyli z grubsza znając kierunek. Mnie to wystarcza, bardziej dla pewności na rogu Krochmalnej i Żelaznej zapytałem się o Muzeum. Pierwszy facet siedzący tam pod sklepem okazał się cudzoziemcem (normalnie wielki świat). Już miałem iść swoją drogą, ale napatoczył się jeszcze młodzieniec, sądząc po niedbałym stroju mieszkający w okolicy. Z rozpędu więc zapytałem i jego.

Okazało się, iż jego wiedza na temat położenia Muzeum (dwie przecznice) była mniej rozbudowana od jego fryzury. Trochę mi tym podpadł, więc dość łatwo przyszło mi odmówienie mu poczęstunku, gdy brak wiedzy tłumaczył tym, że wyskoczył coś zjeść i sobie przez to przypomniał, by spróbować namówić mnie na sponsoring.

Można więc mieszkać w Warszawie na Chłodnej i nie znać kierunku do Muzeum. Rozumiem więc, że miałem do czynienia z tym słynnym nowym patriotyzmem w wersji 2.0.

Skoro już zdobyłem się na dygresję, to kończąc tematy ogólne chciałem jedynie wspomnieć o kolejnej niespodziance. Żeby uwolnić się od głodnego, acz nie od nadmiernej pracy lokalsa, udałem się ulicą Żelazną i potem musiałem skorygować trasę idąc ulicą Łucką. To jest taka ulica nieopodal hotelu Hilton. Gdy mijałem budynek o adresie Łucka 3, aż się zatrzymałem by zrobić zdjęcie. Moje zainteresowanie udzieliło się idącym z naprzeciwka dwóm panom w eleganckich granatowych garniturach. Widząc, że robię zdjęcia też sięgnęli po komórki. Może byli na spacerku z Hiltona?

Polecam sprawdzenie tej nieruchomości w Streetview na Googlu. Daje dużo do myślenia na temat wielkomiejskości naszej wizerunkowej metropolii.

Idąc Łucką wyszedłem na Towarową. Wiele z tego nie wynika, bo choć zobaczyłem górujący nad drzewami symbol Polski Walczącej to nie mogłem w tym miejscu przekroczyć tej ulicy. Mimo iż po drugiej stronie jezdni znajduje się na trawniczku przejście do małego pomniczka, upamiętniającego rozstrzelanie w 1943 roku 30 osób przez mitycznych hitlerowców. Aby jednak tam podejść i się nad tym zadumać, należałoby złamać przepisy ruchu drogowego i być może narazić się na gniew funkcjonariuszy państwowych lub miejskich. Tego nie próbowałem bo w ogóle obiektu nie zauważyłem, opisałem go dzięki Googlowi.

Ja przyznam, że kompletnie tego nie rozumiem. Jeśli gdzieś organizuje się miejsce pamięci, to może warto by było zapewnić do niego dostęp. Tak, domyślam się, że wszystkiemu winni są ci rozstrzelani. Jakby nie mogli dać się rozstrzelać po drugiej stronie jezdni! Mogli pomyśleć o innych, np. biednych urzędnikach warszawskiego magistratu, a nie tylko o swojej wygodzie. Kilkanaście metrów, wystarczyło podejść kilka kroków.

Zanim ktoś rzuci się do klawiatury by mnie pouczać o lokalnych zawiłościach lojalnie ostrzegam, że jestem też dyplomowanym urbanistą. Tak więc doradzam grzecznie uprzednie dobre przemyślenie sobie argumentów.

Jeśli więc decydujemy się na obecne rozwiązanie – brak przejścia, to może lepiej byłoby przenieść całość na druga stronę. Nawet historyczni puryści chyba się zgodzą, iż jest mało prawdopodobne, by 30 osób zostało rozstrzelanych na obszarze jednego metra kwadratowego.

No chyba, że o to chodzi, by nie epatować turystów cierpiętnictwem i pomniki umieszczać w miejscach, które w najlepszym razie będą możliwe do obejrzenia, jedynie w przypadku awarii trakcji tramwajowej. Pytanie jednak po co, nie lepiej w ogóle dać sobie z tym spokój? Ja wiem, że te krzywo ułożone płytki to był mały koszt, ale powiem jak rasowy polityk o sercu z lewej strony, kilka dzieci by się za to przecież najadło w jedno popołudnie. Nie lepiej byłoby kupić im obiadki?

Na serio jednak i wracając na dobre do Muzeum, czy wejście nie powinno znajdować się od dużej ulicy Towarowej, a nie od jakiejś uliczki (Przyokopowej)?

Gdybym był wulgarny, to w ogóle bym powiedział, że poza wejściem od Towarowej (o ile ona by się dalej tak nazywała) do samego wejścia powinien prowadzić korytarz z przystanku metra na Rondzie Daszyńskiego. Ten korytarz/wejście do metra, służyłby głównie turystom i dlatego na całej długości powinien być już zagospodarowany we współpracy z Muzeum. Na ścianach powinna być normalnie część ekspozycji, plakaty Muzeum itd. Ja bym go wręcz zrobił w stylu wielkiego kanału. Gdyby wylot z metra był obok wejścia do Muzeum, byłby to miły gest w kierunku turystów w trakcie niesprzyjającej aury. No ale przecież Muzeum, metro i miasto nie są dla jakichś cholernych turystów. Poza tym jeszcze by Muzeum przybyło odwiedzających, a komu na tym zależy?

W końcu jak komuś naprawdę zależy to i tak trafi. Ja przecież trafiłem.

Na dziedziniec, któremu charakter nadaje wzór z szeregu drzwi z oznaczeniem wysokiego napięcia. (Streetview proszę Państwa, gorąco polecam). Dobrze, że w doklejonej, niższej oficynie udało się zmieścić wejście do samej ekspozycji.

Jak rozumiem projektant chciał się czymś wyróżnić. Jedni stawiają piramidy a inni - o wizji bardziej twórczej - drzwi do pomieszczeń z elektryką. To mnie zafrapowało na tyle, że aż sobie sprawdziłem cóż to za piękny umysł wpadł na ten pomysł i czym się inspirował. Na stronie muzeum

http://www.1944.pl/o_muzeum/o_nas/historia_muzeum/jak_budowalismy_muzeum/

są wszystkie potrzebne informacje.

Otóż w konkursie architektonicznym wzięło udział ponad pół setki prac i wygrał projekt, który stawiał na paradoksy. No to naprawdę pogratulować. Efekt paradoksu udało się osiągnąć już przy wejściu.

I te odwołania na stronie muzeum do konkurencji, np. Imperial War Museum w Londynie. Klasa!

Jak komuś się nie chce szukać w Googlu to proszę, poniżej link do zdjęcia z wejścia u Angoli:

https://ssl.panoramio.com/photo/28456425

I co? Kto ma lepiej? Śmieszni Angole.

Ale do rzeczy. Wszystko zapewne przez Powstańców, bo na stronie Muzeum napisane jest, że byli oni przecież stałymi bywalcami na budowie. Wejście w stylu paradoksu musieli więc widzieć i zaakceptować.

Generalnie jeśli coś jest nie tak, to za sprawą pośpiechu. Poza pośpiechem Muzeum chwali się także tym, że po szczegółowej analizie kilku lokalizacji wybrano budynek biura o niskim standardzie, prawie nie używaną ruinę, bo  uznano, że dobrze odpowiada zapotrzebowaniu na muzeum. Dokładnie tymi słowami choć w nieco innej kolejności. Jak rozumiem wszystko w zgodzie z ideą perfekcjonizmu. Mnie to nie przekonuje i wydaje się dziwnym zabiegiem PR, no ale ja nie jestem z Warszawy więc się nie znam.

Jak mówiłem pracownicy Muzeum są uprzejmi. Najbardziej znudzeni byli pracownicy sklepików, choć  oni ożywiali się nieco gdy się już musieli odezwać. Jeden sklepik (większy) znajduje się przy kasie w osobnym budyneczku przypominającym gustowne szalety, a drugi mniejszy już przy wejściu na właściwą ekspozycję. Budynek z kasą, położony w głębi dziedzińca, ma tabliczkę informującą o funkcji jedynie w języku polskim. Odważna koncepcja. Głupia ale odważna.

Wiem, że zagraniczniacy mogą się zapytać kogoś o bilety, a jak spróbują wejść bez, to ktoś im palcem pokaże gdzie mają podejść… Tyle, że chodzi o to by tak to zorganizować by nie musieli się pytać. Gdy byłem w wielopiętrowym, olbrzymim muzeum narodowym przy placu Niebiańskiego Spokoju w Pekinie, zwiedzałem je bez pytania obsługi. Dlatego lepiej bym przyjął, gdyby poza polskim i angielskim znalazły się napisy po rosyjsku i niemiecku. Na widok napisów po chińsku uśmiechnąłbym się pod nosem nad rozbuchanym ego, ale przyjął je jako objaw długookresowego planowania. Gdyby to było muzeum haftu w Skierniewicach (o ile jest takie) i miało tak zorganizowaną kasę, nie poświęciłbym tematowi nawet jednego zdania. Sęk w tym, że nie jest.

Sklepiki różnią się nie tylko rozmiarem, ale także nieco asortymentem. Wpadłem na pomysł by zaopatrzyć się w naszywki. Z zaskoczeniem stwierdziłem, że nie ma naszywki z symbolem Polski Walczącej!!! Jak się domyślam Muzeum niewiele może, bo to już jest zastrzeżony znak towarowy firmy Surge Polonia. Kpię tu niemiłosiernie, ale dla mnie to był autentyczny szok. Gdzie do cholery w Polsce można kupić naszywkę z tym symbolem? Oczywiście nie było też naszywki z polską flagą. To to tylko u nas we Wrocławiu w sklepach dla turystów.

Były za to naszywki z symbolami oddziałów powstańczych. W obu sklepikach niby tego samego producenta ale w każdym miejscu po dwa wzory nieobecne w drugim miejscu. Ile jest wszystkich wzorów nie wiadomo, bo organizował to jakiś gamoń. Mógłby wydrukować i zalaminować kartkę A4 w ilości dwóch sztuk ze wszystkimi wzorami i komentarzem co one właściwie przedstawiają. No ale po co? Każdy przecież wie, co za oddział miał kosę i miotłę jako logo. No może nie każdy bo ja nie wiem. I dokładnie nic mi nie mówiły wszystkie nazwy na tych naszywkach. Dlatego też zamiast kupić ich z 10 dla siebie i na prezenty, nie kupiłem ani jednej.

Gdybym ja odpowiadał za ten parabiznes, to kupujący naszywkę otrzymałby ją wraz z tanią, ale kolorową ulotką z historią oddziału, mapką szlaku bojowego w Powstaniu i jakimś zachowanym zdjęciem dowódcy i oddziału, lub choćby sceną z Powstania. No ale co ja tam wiem o marketingu?

No i do KN w tych naszywkach jako numero uno byłaby naszywka Batalionu Parasol!

BO    JEJ   W   TYM    MUZEUM   NIE   MA !!!!!!!

Może ktoś pomyślał, że była naszywka z napisem Szare Szeregi, lilijka Szarych Szeregów, Grup

Szturmowych? O naiwni!

Byłem bardzo rozczarowany iż nie mogłem kupić sobie skórzanego paska z pełną klamrą z Polską Walczącą. Czy noszenie czegoś takiego jest w Polsce nielegalne?

Naszywka z - jak dla mnie kultowym - lekko wygiętym napisem ‘Poland’ była, ale tylko w gablocie na wystawie.

No to przepraszam o czym my tu dalej mówimy? Co to za stołeczny geniusz za to odpowiada? Może warto by zatrudnić jakiegoś merchandise menagera? Gdzie jak gdzie ale w Warszawie chyba łatwo by było przeprowadzić rekrutację. Jeśli nie, to ja jestem dostępny ;)

Czas miałem ograniczony więc ofercie w sklepikach przyglądałem się w pośpiechu. Było sporo książek, ale „Kamienie na szaniec” wpadły mi w oko dopiero na wystawie (pierwsze wydanie). A powinny być w kilku wersjach i formatach.

Przy Rudym się nie upieram, jednak Zośka to przecież był przystojniak.

Nie zauważyłem nic Baczyńskiego, ale znakomicie wyeksponowany był ‘Tytus Romek i Atomek’.

Repliki pamiątkowego medalu z okazji 70. rocznicy Powstania Warszawskiego czy Warszawskiego Krzyża Powstańczego? Nie dam się sprowokować. Nie udzielę odpowiedzi na tego typu głupie pytanie.

Poza tym, kto tak naprawdę wie jak wygląda Warszawski Krzyż Powstańczy?

Prostsze pytanie: kto wie jak wygląda Krzyż Żelazny?

Każdy, w końcu dlatego w tym tygodniu na scenie w Gdyni na Open’er Festival z dumą prężył się z nim na bluzie, wokalista zespołu The Prodigy. Cóż za takt, światowy normalnie!

Na obronę Keith’a Flint’a musze przyznać, że gdyby przyszło mu do głowy zaskoczyć polską publiczność koszulką z Orderem Virtuti Militari, to pewnie nie dałby tej fantazji rady ani e-buy ani allegro, a co dopiero Muzeum PW.

Już po napisaniu powyższego znalazłem e-sklep na stronie Muzeum. Są tam T-shirty. Wpisujemy w wyszukiwarkę sklepu ‘Polska Walcząca’ i voila, możemy się ubrać w T-shirt Sasnala:

http://www.muzeum1944.home.pl/sklepik_mpw/shoper5/pl/p/T-SHIRT-DAMSKI-SASNAL-L/256

Powiem tak, dla mnie to jakieś nieporozumienie. Chcę wierzyć, że to żółte to bratki. Mnie kojarzy się z czaszkami. Bardzo niesmaczne.

Wbrew sobie, z dziennikarskiego obowiązku czytam opis produktu. No tak! Dobrze to odczytałem. Chyba tam w Warszawie kogoś porąbało. Fak!

W sklepikach najwięcej było książek. Było w czym wybierać, zwłaszcza jeśli chodzi o albumy. Niestety to nie jest oferta dla mnie nomada. Podobnie chyba jak większości zwiedzających zagraniczniaków. Będą to dźwigać do samolotu? Nie sądzę i dlatego zapytuję, co stoi na przeszkodzie by sprzedawać albumy w wersji elektronicznej, choćby za pomocą wifi. Można by wpisać kod by sobie załadować wybrany album na komórkę lub/i maila. Serio, to jest fizycznie możliwe w dzisiejszych czasach.

W sklepikach powinny być dodatkowo niemieckie hełmy z namalowaną trwale opaską. Od plastikowych dla dzieci, po repliki dla dorosłych. Takie hełmy, aczkolwiek bez opaski widziałem w kilku sklepach z ubrankami w ciapki w Chinach. Jeśli produkcja nas przerasta organizacyjnie i technologicznie, można pogadać z chińskimi producentami. Dla nich dodać malunek opaski to jak splunąć. Mogą do tego zatrudnić najtańszych, niewykwalifikowanych robotników ze wsi i dumnie dodać na metce napis ‘hand made’. Idę tu o zakład, że przy dobrze ustawionej cenie mało który chłopiec zwiedzający Muzeum z rodzicami opuściłby je bez takiego hełmu.

Kasa misiu, kasa! Mogłaby leżeć na podłodze. Tylko się kurcze trzeba schylić.

Mam też poważną pretensję do tego iż dostępne gadżety są niskiej wartości. Nie chcę napisać tandeta, ale plastikowy długopis za 8 PLN to max. Tu się odbija stan naszej gospodarki, ja to rozumiem. Gdybyśmy mieli chociaż producenta długopisów jak Parker, to pewnie by się dało doczekać specjalnej serii, włącznie z czymś ze srebra za stówkę albo więcej.

No a tak, jest jak widać. Znak Polski Walczącej z metalu do wpięcia w ubranie jednocentymetrowej wielkości. W Warszawie już nie ma złotników? A w Grójcu? Ja chyba normalnie jestem nienormalny, ale oczekiwałbym, że na hasło z Muzeum powinny się zgłosić przynajmniej wiodący producenci biżuterii. Może któryś utrzymywałby nawet niezbyt rentowne własne stoisko ze względów prestiżowych.

Wejdźmy jednak do Muzeum. Przechodzimy obok szatni i uprzejma obsługa sprawdza nam bilety. Czy naprawdę to takie kosztowne przebrać osoby sprawdzające bilety za Powstańców? Bo chyba ktoś na to wpadł?!? Domyślam się, że pracownicy nie uznaliby pomysłu za obciachowy. A jeśli jednak to być może udałoby się zrekrutować osoby nie wstydzące się Powstania? (Choć wątpię by to był problem, bo te osoby z którymi ja miałem do czynienia były szalenie kulturalne, więc nie wiem o co kaman).

Przy wejściu można się zaopatrzyć w mapkę. Powtarzam informację: przy wejściu są broszurki z mapką. Później ich już nie ma i w głębi muzeum spotkałem dziewczyny, które z zaskoczeniem i zazdrością patrzyły na moją.

W muzeum nie można się zgubić, ale też bez mapki nie jest łatwo znaleźć konkretne tematy. Plus prawie na pewno pominie się część w piwnicy. Nawet z mapką jest trudno ją znaleźć o czym później.

W tym miejscu bowiem chciałbym pochwalić punkt programu, który spodobał mi się na tyle, że zaliczyłem go dwukrotnie. Chodzi o salkę z projekcją filmiku 3D. Jest ona na uboczu głównej ekspozycji i znów miałem wrażenie, że nie każdy tam trafi. No ale sorry, taki mamy kraj. Aby się tam dostać należy bowiem wejść do sali z podwieszonym bombowcem i udać się w najodleglejszy róg pomieszczenia. Można więc zwiedzić muzeum i wcale tamtędy nie iść. Ja sam trafiłem przypadkowo szukając wspomnianej uprzednio piwnicy.

Przed projekcją czasem trzeba odstać chwilę w kolejce.

Kolejka to dobra rzecz, bo przynajmniej widać, że coś się w tym kącie dzieje i widok kolejki przyciąga kolejnych widzów. Jeśli nie ma chętnych to nie ma projekcji. Jak nie ma kolejki to nie ma chętnych bo zwiedzający w dużym pomieszczeniu naturalnie przyciągani są w inną jego część prze samolot i duży ekran. Gdy wróciłem w to miejsce nikt tam nie czekał i dopiero jak ja tam stanąłem wyczekująco przed odgradzającą taśmą ustawiło się za mną szybko kilkanaście osób.

Dlaczego sami się tam nie ustawili skoro jest rozdzielająca taśma. Może dlatego iż obok jest część pomieszczenia wyłączona ze zwiedzania i jakieś rupiecie. Być może niektórzy zwiedzający uznają iż taśma oznacza iż nie można tam wchodzić. Osoba wpuszczająca uczestniczy w pokazie obserwując publiczność, więc w trakcie pokazu nie ma przy wejściu do salki pracownika, którego można by się spytać. Jest pusto i już.

A film obejrzeć naprawdę warto. Co prawda osoby nadwrażliwe na sprawy higieny zaskoczy nieco, iż okularów 3D nikt po poprzedniej publiczności nie czyści nawet szmatką. Są to standardy raczej bardzo wschodnioeuropejskie. Ja przyjąłem to mężnie i bez protestu, bo w końcu to Muzeum Powstania, a nie multipleks.

Podstawową wadą seansu jest to iż jest krótki. Trochę słaba ostrość w czasach technologii 4K. Za to muzyka jest świetna. Nic to, iż nie bardzo wiadomo co widzimy. Ja umiem czytać mapy więc mimo zmiany kierunku najazdu kamery się jako tako w tym łapałem. Zaskoczył mnie obraz niezniszczonego mostu przez Wisłę. Myślałem, że Warszawa była odcięta od lewego brzegu.

Gdybym miał coś doradzić twórcom to poza zwiększeniem rozdzielczości (w końcu to wszystko mają gdzieś w komputerze więc chyba jest możliwe) dodanie ruchomych elementów pokazujących skalę. Nie chcę tu mędrkować, ale już Fritz Lang w 1926, gdy kreował widok Metropolis dodał małe postacie ruszających się ludzi by pokazać ogrom wizji. Podobnie jak twórcy ‘Gladiatora’ w ujęciu nad koloseum. Wiem że tu mamy obraz ruin, ale ogrom całkowicie zrównanych kwartałów można oddać jedynie przez dodanie choćby obrazu jadącego czołgu, a jeśli mówimy o czasie już po zakończeniu Powstania, to przynajmniej jadącej ciężarówki. Jak już nie ma pomysłu gdzie to może na moście? Po co ten most tam stał, jak nie po to by ktoś się po nim poruszał?

Wyimaginowany samolot wiozący widzów mógłby się bardziej zniżyć, tak by było widać idących gdzieś ludzi, kimkolwiek by byli. A skoro ‘samolot’ wykonuje zwrot nad miastem, to na miłość boską proszę pomyśleć o tym by widownię przebudować. Poduszki są wygodne i wszystko się sprawdza, ale gdyby wstawić tam fotele, które wraz z całą małą widownią pochylałyby się lekko w momencie wykonywania przez ‘samolot’ zwrotu, wrażenie byłoby niezapomniane. Możecie mnie nie lubić ale chociaż o tym pomyślcie. Nowoczesne wesołe miasteczka mają technologię.

Dodatkowy plus byłby taki, że faktycznie byłoby to coś przebijającego najlepsze nawet kino domowe. Można by więc bez obaw sprzedawać ten film w 2D.

Na razie jednak też jest nieźle i projekcję polecam każdemu. Mogłoby być jednak lepiej.

Widok robi wrażenie, starszy pan siedzący obok mnie po projekcji płakał.

W przeciwieństwie do zagraniczniaków przed projekcjami. Towarzyszący mi przy pierwszej, czekając już w salce świetnie się bawili. Jeden z nich siedząc w którymś momencie zaczął śpiewać brytyjski hit z lat 90-tych z frazą „…my house…” w refrenie. Do tego górną połową tańczył w stylu robota. Bawił się ze swoimi kolegami świetnie i poważnie się zastanawiałem czy nie zwrócić mu uwagi na niestosowność jego zachowania. Zdałem sobie wtedy sprawę, że to Muzeum ma braki w sygnalizowaniu oczekiwanych zachowań.

Podobnie gdy za drugim razem chciałem obejrzeć film i ustawiłem się przy wejściu, stojące za mną 4 grube Amerykanki trajkotające o ciuchach nie robiły wrażenia by rozumiały jak tragiczną historię przedstawia Muzeum.

Obraz zrujnowanej Warszawy może wyciskać łzy z Polaków, ale dla cudzoziemców jest widokiem dość obojętnym.

To nasunęło mi pomysły jak mogłoby wyglądać wejście do Muzeum. Przynajmniej dla chętnej części odwiedzających.

Wejść można by normalnie lub przez drzwi z napisem „Przyłącz się do Powstania”.

Widziałem wycieczkę ‘szkolną’, która jak się domyślam po entuzjazmie jaki wykazywali w zbieraniu kartek z kalendarza, chętnie wybrałaby bramkę specjalną.

Tam zaś powinien na nich czekać na nich czekać odpowiednio ubrany pracownik zapraszający ich do przysięgi, tak jak to widzieliśmy na filmach. Wszystko na serio rzecz jasna, z użyciem wspomagania multimediów. Przy odpowiedniej aranżacji byłoby to niezapomniane przeżycie. Gdyby cudzoziemcy uczestniczyli w takim minipokazie, nawet tylko jako niemi widzowie (napisy po angielsku wyjaśniające o co chodzi z prośbą o zachowanie ciszy), oni także by to sobie zapamiętali i od wstępu ustawiłoby to ich do pionu.

Wejście do Powstania mogło by się odbywać ‘pod ostrzałem’, przez przebiegnięcie wzdłuż barykady. Pod komendą pracowników-„powstańców”.

Powstanie bez barykady to dla mnie jak MacDonald bez frytek. A proszę sobie wyobrazić, że w tym Muzeum nie ma instalacji barykadopodobnej.

Twórcy Muzeum opowiadają, że chcieli „zakorzenić wydarzenia sprzed 60 lat we współczesnej świadomości narodowej”.

Świadomość narodową zakorzenia się przez ziarna w poszczególnych umysłach i jednostkowych doświadczeniach. Jak to zrobić właśnie napisałem i zaraz dokończę. Po zanotowaniu moich pomysłów zacząłem się zastanawiać, czy pomysły z pograniczu teatru z angażowaniem widzów nie są efektem jakiejś mojej hiperkreatywności. Być może mając do czynienia ze studium KO, częściowo artystycznym kierunkiem studiów i doświadczeniem z departamentu marketingu wybijam się ponad poziom właściwy muzealnikom. Stąd być może wiele pomysłów które im do głowy nie przyszły.

Mam jednak zachowane resztki samooceny i nie jestem zblazowany warszawką. Dlatego miałem dziwne przeczucie, że coś tu nie gra. W końcu w Warszawie jest chyba połowa polskich marketingowców i fachowców od sprzedaży. Tęgie umysły zarabiające grubo ponad średnią krajową. I nic?

Nic.

Skąd ten kreatywny marazm skoro czytam: „Chcielibyśmy przede wszystkim oddać klimat tamtego czasu, odtworzyć atmosferę powstańczej Warszawy…”?

Z mieszanymi uczuciami odkryłem wypowiedź autora ekspozycji w innym miejscu:

http://wyborcza.pl/1,75475,16884229,Bez_przesady_z_multimediami___rozmowa_z_projektantem.html

Ten sam człowiek w jednym miejscu nie pomyślał o czymś takim jak rekonstrukcja barykady, a w innym bez problemu zrekonstruował i synagogę i całą uliczkę.

Z tego wywiadu możemy się tez dowiedzieć przeróżnych ciekawych rzeczy. Oto co mówi sam twórca o Muzeum PW i okolicznościach jego powstania:

„Czasami, nie mając doświadczeń, można robić niesamowite rzeczy. Z Jarosławem Kłaputem i Dariuszem Kunowskim, moimi kolegami z ASP, wygraliśmy konkurs na wystawę MPW. Potem były krótkie terminy i mały budżet, ale też energia i zryw, żeby zdążyć na 60. rocznicę powstania.”

Chyba dobrze podkreśliłem kluczowe elementy?

Daje do myślenia.

Wstrząsająca jest odpowiedź na pierwsze pytanie, o to co by po dekadzie zmienił:

Wykorzystałbym pewnie inne środki techniczne. Na przykład: w tej chwili do oświetlenia ekspozycji używa się lamp LED-owych, a w MPW zastosowaliśmy jeszcze halogenowe. Może zastosowałbym nagłośnienie strefowe, duże ekrany dotykowe albo projekcje trójwymiarowe dużego formatu. Nastąpił postęp technologiczny w aparaturze multimedialnej.

Jak widać moje pomysły na Muzeum są wyjątkowe.

Aby nikt mi nie zarzucił, że pomysł z przebiegnięciem wzdłuż barykady wcale nie był panu Nizio obcy przytoczę co on powiedział:

Wyobrażałem sobie taką scenę: publiczność zwiedza ekspozycję i w pewnym momencie spotyka wirtualnych powstańców, którzy gdzieś biegną. Dziesięć lat temu zrobienie czegoś takiego było niemożliwe. Dzisiaj na świecie takie rzeczy powstają, ale też są bardzo drogie i dla nas finansowo nieosiągalne.”

Można się koncentrować na pomysłach z księżyca a można osiągnąć podobny efekt za pomocą aktorów. Jeśli i to się wydaje zbyt kosztowne, to można by zorganizować taki performance w weekendy albo chociaż raz w miesiącu.

Zgadzam się z pomysłem klimatu i atmosfery. To można zorganizować w rozbudowany sposób za pieniądze zwiedzających i bez dotacji. Bardzo podobał mi się pomysł z idącą przez piętra szklaną gablotą z oryginalnymi (chyba) opaskami powstańczymi.

Jeśli się już powiedziało A to czemu nie powiedzieć B? Dlaczego takich porządnie wykonanych opasek nie można zakupić sobie w muzealnym sklepiku? W supermarketach są czasem kubki z różnymi imionami. Kubki zajmują więcej miejsca w magazynie niż złożone opaski. Dlaczego nie spersonalizować ich? Gdyby uczniowie kupili sobie opaski z własnym imieniem to czy to by naruszało konstytucję? Czy fakt posiadania własnej opaski z tego Muzeum wpływałby na ich postawę obywatelską w przyszłości pozytywnie czy też negatywnie?

Jeśli zaś działa na terenie Muzeum prasa drukarska i rozdajemy kopie odezwy wzywającej do broni to czy nie można by sprzedawać replik dokumentów?

W Chinach w oceanarium robi się zdjęcia z foką które odbiera się przy wyjściu. Na terenie Pałącu Letniego w Pekinie jest warsztat kaligrafii z przebranym staruszkiem i studio zdjęciowe ze strojami cesarskimi. Może na terenie Muzeum powinien być punkt fotograficzny, gdzie można by było zrobić zdjęcie do dokumentu w stylu epoki? Wystarczy na jednym komputerze zainstalować oprogramowanie umożliwiające postarzenie zdjęcia do jakości z lat 40-tych, włącznie z nakładkami odpowiednich fryzur z epoki, dla tych co niezbyt pasują a chcieliby pasować. Gotowy dokument do odbioru przy wyjściu.

Przejdźmy do ekspozycji. Są tam karabiny łapczywie oglądane zwłaszcza przez chłopców. Ja znów nie rozumiem jak to jest możliwe, że w centrach handlowych można sobie wziąć do ręki kruche plastikowe telefony, a w Muzeum nie można repliki karabinu. Zabezpieczyć je żyłką, podawać rękami i pod nadzorem pracownika ale pokazać. Przy wyjściu z muzeum dla chętnych do kupna.

Ja sobie kupiłem model BB 1:1 pistoletu maszynowego MP 40 w Chinach za 15 PLN. Normalnie na targowisku. Ciekawe ile by się sprzedawało w Muzeum.

No i zdjęcia o których wspomniałem. Chyba łatwiej się jest przebrać za powstańca niż za cesarzową? Do tego dać karabin do ręki i tylko robić zdjęcia i zbierać pieniądze.

Być może zbyt dużo mówię o pieniądzach i osoby wrażliwe słabo to znoszą. Naprawdę chodzi mi tu jednak nie tyle o zarobek, co danie szansy na upamiętnienie sobie wizyty. Nie namawiam do sprzedaży popcornu. A młodzieńcy tak mają, że ręce im się do broni same wyciągają.

Trafiłem w końcu też do zamkniętej, ze względu na obecność w środku grupy, sali dla dzieci.

Salę Małego Powstańca można zobaczyć tu:

https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/9/94/Sala_Ma%C5%82ego_Powsta%C5%84ca_MPW_04.JPG

Jest tam jedna (jedyna w całym muzeum o ile się orientuję) mała makieta w gablocie, z czterema domkami, jednym pojazdem pancernym i kilkoma ludzikami. Pod sufitem wisi kilka modeli samolotów.

Jest to generalnie pardon le mot dość biedne.

Ja się na modelarstwie nie znam, ale tak się szczęśliwie składa, że mam szwagra który ma na tym punkcie hopla i garść nagród i wyróżnień. Jest więc moim zdaniem autorytetem. Dlatego zwyczajnie zadzwoniłem do niego i przetestowałem na nim moją koncepcję. Gdy więc zaraz napiszę, że coś ma sens, to jest to potwierdzone przez człowieka który się na tym zna.

Otóż ta jedna mała makieta to za mało. Powinna ich być cała ściana albo więcej. Efekt powinien wciągać dzieciaki na godziny.

Powiem tak, w moim mieście w sklepie firmowym Lego makieta zbudowana z klocków aktualnie będących w promocji jest większa niż to co oferuje Muzeum. Plus dodatkowo przy wejściu mamy makietę z 6 razy większą z ruszającymi się elementami.

Dodatkowo jest jeszcze na mieście stała ekspozycja kolejki, na widok której organizatorzy ekspozycji Muzeum powinni się robić czerwoni jak buraki i wciągać ze wstydem włosienice.

Ustaliliśmy więc, że powinno być tego dużo. Ale skąd, za co? – zacznie jęczeć dyrekcja z księgowością.

To proste. Powstanie to brand o dużej sile. Tak jak Muzeum Powstania. Mój szwagier – nagradzany modelarz – przyznał mi rację gdy zapytałem czy zgodziłby się za darmo udostępnić Muzeum swoje modele. Tak jak przypuszczałem, dla niego byłaby to sprawa ambicjonalna. Zgodził się też z tym, że gdyby Muzeum ogłosiło konkurs, to zwycięstwo, czy też choćby wyróżnienie w takim konkursie byłoby dla niego ważniejsze, niż zwycięstwa w normalnych konkursach modelarskich.

Nie rozumiem dlaczego Muzeum nie miałoby zakupić lub nagrodzić zwycięskich prac – już naprawdę nie róbmy wioski. Jeśli jednak chcemy się zachowywać jak dziady, to proszę bardzo. Dziadujmy, to nie jest wystarczająca wymówka. Dajcie modelarzom gablotki, pozwólcie umieścić ich nazwiska i małe zdjęcia, a oni je wam wypełnią rewelacyjnymi modelami. Modelarstwo bowiem to aktualnie sztuka o zupełnie niesamowitych możliwościach. Co więcej takie ekspozycje można zmieniać co roku, czyniąc kolejne wizyty w muzeum wciąż atrakcyjnymi.

Skoro w Muzeum jedno piętro można przeznaczyć na czytelnię zamkniętą dla publiczności, pełną pustych krzeseł (widziałem przez przymknięte drzwi) to można też wygospodarować miejsce dla modeli i makiet. Gdyby tylko komuś w Muzeum się zechciało, mógłby błyskawicznie zorganizować małym kosztem prestiżowy konkurs o topowej marce w przynajmniej polskim środowisku modelarskim.

Wystarczy powiedzieć: przynieście mi tu te swoje zasrane modele, a ja wam dam dyplom z kartki A4 z drukarki.

Nic więcej jeżeli już musicie za darmochę.

Robię się emocjonalny więc temat modeli kończę. Ich możliwości to temat bardziej dla mojego szwagra.

Może jednak wcale nie chodzi o to by było tanio?

Przecież pan Nizio na pytanie co poprawić bredzi coś o żarówkach, a jak przechodzi do sedna to bynajmniej nie poszukuje tanich, szybkich rozwiązań. Nie wiem tylko czemu w Muzeum Żydów Polskich (co widać na filmie na zalinkowanej wyżej stronie z wywiadem) jest makieta, zdaje się całej Warszawy. Tam znaleźli miejsce i mieli pomysł.

Wróćmy do Sali Małego Powstańca. Gdy tam udało mi się wejść, pozostał jedynie z rodzicami jeden mały chłopiec który zapytał o replikę pomnika Małego Powstańca i strzelanie do Niemców. Dopóki tego nie zniwelujemy genderowo musimy się z tym liczyć, że chłopcy będą odwiedzając Muzeum myśleć o strzelaniu do Niemców. Ja się uśmiechnąłem pod nosem bo podobnie jestem uzwojony. Dlatego też struchlałem słysząc odpowiedź starszej pani pracującej w tej sali.

Próbowała ona wybić strzelanie małemu chłopcu! Poinformowała go iż pomnik przedstawia małego chłopca który nosił wodę spragnionym Powstańcom, za co oni pozwolili mu się przebrać w za duże buty, za duży hełm i za dużą kurtkę. Pozwolili mu też potrzymać karabin, co nie oznacza iż on naprawdę strzelał.

Być może to wszystko prawda, jednak czy jest to to, czego potrzebował ten chłopiec?

Pani pouczyła też wyraźnie zmarkotniałego chłopca, że na podstawie badań udowodniono, iż jeden karabin przypadał na 60 powstańców i w związku z tym nikt ich nie dawał dzieciom.

Chłopiec stał zawstydzony, ze wzrokiem wbitym już nie w replikę pomnika, ale w podłogę. Starsza pani kiwała dobrotliwie głową. Po ramieniu poklepywał go tata (czy też rodzic 1), a on ciągnął mamę (rodzica 2) za rękę do wyjścia. Udało się go zawstydzić i być może zrobić z niego jeszcze jednego pieprzonego pacyfistę.

Mali Powstańcy mogli przejść całe Powstanie bez broni, ale to nie zmienia faktu, że ryzykowali tyle samo co uzbrojeni dorośli. Mały chłopiec przebiegający ostrzeliwaną ulicę z przesyłką w torbie był nie mniejszym bohaterem niż cholerny wiking wyrąbujący sobie toporem drogę do Valhalli.

I nie ma tu nic do rzeczy polityka, Stalin, warto nie warto, szanse, rozsądek.

Tak samo jak bohaterem był Alfred Czech który dostał Krzyż Żelazny, cokolwiek nowocześni patrioci mi tu powiedzą.

Uważam, że robiąc z Małych Powstańców dzieci nie przywracamy im dzieciństwa. Tylko trywializujemy ich i ich ofiarę. Trzymając dzieci z dala, także w przyszłości nie uchronimy ich przed kulami, bombami i napalmem. Jestem bardzo ciekaw w jaki sposób, ktoś zamierza w dojrzały sposób, bezstresowo przygotować dzieci na tę przyszłą, pewną jak w banku okoliczność.

Co więc zamiast etosu Małego Powstańca, modeli i broni którą można by wziąć do ręki przygotowało dla młodzieży Muzeum? Kartki z kalendarza na całej trasie zwiedzania. Dzieciaki, nawet te większe z entuzjazmem je zbierały próbując uzyskać komplet.

Pomysł jest dobry. Na każdej kartce poza typowymi dla kalendarza informacjami jest opis każdego dnia. Ja bym jedynie dodał na drugiej stronie małą mapę Warszawy z zaznaczonymi stanowiskami Powstańców. Po spięciu kartek można by sobie przekartkować pokazując zmieniający się zasięg.

Co zaskakujące nie zauważyłem większego ruchu przy ekspozycji z mundurami. Być może dlatego iż wisiały luźno na powyginanych drutach. Dlaczego nie na manekinach, nie mam pojęcia. Bardziej realistycznie wyglądał model 1:6 żołnierza Wehrmachtu z Hong Kongu jaki przywiozłem mojemu szwagrowi w prezencie z Australii.

Tam w Adelajdzie mieszkałem przez pewien czas, pod jednym dachem z australijskim skinem neonazistą (o czym wiedzą regularni czytelnicy mojego bloga). On traktował się bardzo poważnie. Rano wyciskał żelastwo, ale na widok lalki firmy Dragon całkiem się zapomniał i mimo 20 lat, tak jak dziewczynki bawią się zginaniem nóg w kolanach swoich Barbie, tak on robił to samo z niemieckim piechurem. Przebierał go w kurtkę zimową, zmieniał buciki. Ja miałem lat więcej i też to robiłem, żeby była jasność. Mówimy tu bowiem o czymś na wysokim poziomie:

http://www.entertainmentearth.com/images/DRAGON/DR70069LG.JPG

http://www.dragon-models.com/d-m-list.asp?sid=36

Zanim ktoś mi zarzuci, że kupuję lalki Niemców przyznam, że chętnie kupiłbym Polaków. Nie ma ich jednak w Warszawie, a co dopiero w Australii.

Wracając jednak do skali 1:1. Czy manekiny mogły przyjść do głowy twórcom wystawy w MPW? To się przecież robi w Budapeszcie (Muzeum Wojny - Cytadela):

http://en.tracesofwar.com/upload/6316091118125728.jpg

gdzieś indziej na Węgrzech (nie wiem co to ma przedstawiać):

http://www.kulturpart.hu/down/ed/image/2008/szikla1.jpg

i w Niemczech (Muzeum Centrum Niemieckiej Emigracji Bremerhaven)

http://samantha-brown.zippykidcdn.com/wp-content/uploads/2013/02/GermanEmigration-1.jpg

Gdyby wprowadzić ekspozycję w stylu muzeum figur woskowych, można by uzyskać znacznie lepsze efekty w przypadku pokazania losu mieszkańców Woli. Namiot z ciężkimi do odcyfrowania kartkami z Czerwonego Krzyża zrobił wrażenie na mnie i jeszcze dwóch całkiem dorosłych panach. Dzieci przez niego przemknęły, a cudzoziemcy sobie nim w ogóle nie zawracali głowy. Może tu zbytnio odlecę, ale widzę oczami wyobraźni korytarz wypełniony czekającymi zrezygnowanymi figurami z obu stron. Z przodu przy wejściu do kolejnego pomieszczenia dwóch Niemców pilnujących cywili i za nimi kilku wyraźnie zrelaksowanych, palących papierosy i czekających. Po przejściu przez próg czy wyłom w murze widz znalazłby się pomiędzy szeregiem ludzi stojących z uniesionymi rękami pod ścianą, a szeregiem Niemców, wróć, nazistów nie Niemców, celujących jako pluton egzekucyjny. Nawet cudzoziemcy by zapamiętali o co chodziło.

A jeśli już nie postacie jak w muzeum figur woskowych, to może zrobić cylinder dla kilku osób gdzie panoramicznie wyświetlałoby się scenę ataku, tak by stojący w środku widz miał wrażenie, że porusza się wraz z biegnącymi wokół niego powstańcami. Coś takiego nie potrzebowałoby efektu 3D, jedynie ruchome zdjęcia panoramiczne. Robot, kilka kamer, komputer – do zrobienia.

Zamiast tego są nieliczne ekrany dotykowe. One oczywiście działają słabo w porównaniu z tymi zaprezentowanymi na zalinkowanym filmie o tym fajniejszym muzeum.

Jeden w ogóle nie działał. Na żadnym nie było instrukcji obsługi. Gdy dotykałem albo ekran reagował opornie, albo już z niewiadomego powodu się zoomował czego nie można było odwrócić.

Miałem już nie wracać do manekinów ale po prostu muszę. W jednej sali atrakcją jest bombowiec typu Liberator. Fajnie tylko dlaczego obok nie można wejść do takiego Liberatora? Albo dlaczego w nim nie ma pilotów i strzelców? Są kabiny i krzesła ale puste.

Jeśli część Sali poświęcona jest cudzoziemcom biorącym udział w Powstaniu to czy nie powinny tam być widoczne flagi ich państw? Tak by przyciągnąć ich krajanów.

Przejdźmy do najtrudniejszej do znalezienia części ekspozycji – piwnicy.

Miałem w ręku mapkę a i tak pytałem się o drogę kolejno [!] dwóch pracowników muzeum. Potem pytali się mnie inni. Można więc przyjąć, że trafić tam nie jest łatwo. Trzeba bowiem przejść za duży ekran kinowy i schodkami widowni zejść pod sam ekran. Tam ukryte jest za kotarą przejście do piwnicy.

Już na samą widownie nie wszyscy docierają bo obraz na ekranie się trzęsie. Trochę mnie to zaskoczyło bo przecież przynajmniej część materiału kronik była obrabiana cyfrowo. Do dzisiaj nikt nie ustabilizował obrazu? To może wyświetlić na ekranie monitora i sfilmować nowym smartfonem z funkcja stabilizacji? Tak tylko głośno sobie myślę, warto by ktoś się wziął do roboty.

Zejście do piwnicy rozczarowuje. Jest tam sekcja poświęcona Niemcom. Aktor znerwicowanym głosem próbuje oddać potworność niemieckiej nazistowskiej duszy czytając rozkazy i raporty. Jak wiadomo potwory nawet mówią potwornie.

Dalej jest salka poświęcona zbrodniom okupanta z obiecującym ostrzeżeniem, że w środku jest drastycznie. Wpadł tam na chwilkę biedny Anglik, ale gdy zobaczył, że drastyczność ogranicza się do niewyraźnych nagrań na ścianie i nagrania po polsku szybko się zmył.

Nagrania są jak wspomniałem mało czytelne, w zasadzie przez blisko połowę czasu nawet nie wiedziałem na co patrzę. Nagranie dźwiękowe całe szczęście nie ma tej męczącej maniery co przy oficerach. Byłem tam sam dłuższą chwilę. Tyle ile udało mi się wytrzymać. Jeżeli traktuje się przekaz tego miejsca poważnie trudno znieść całość nagrania.

Nie wiem czy film powinien być tu wyraźniejszy (chyba niekoniecznie), wiem tylko że czegoś brakuje. Gdyby po podłodze porozrzucać walizki, zabawki itp. zapewne musiałbym wyjść jeszcze szybciej.

Obok jest kanał. Przeszedłem go dwa razy. Nikogo prawie nie było w przeciwieństwie do sporego tłumu na górnych piętrach. Wspinałem się też po kilku uchwytów w studzience kanału. Niestety pokrywa się nie otwiera, bo stoją na niej czekający na projekcję filmu 3D.

Kanał jest świetnym pomysłem ale…

Oczywiście mam swoje ale. Jest zwyczajnie za sterylny. Kanał powinien być ze sztuczną wodą na podłodze i szumiącymi naciekami na ścianach. Powinien być w nim sztuczny popiskujący szczur, jakieś śmieci i napisy na ścianach. Powinno być słychać jakieś przytłumione niemieckie głosy gdzieś z tyłu i z góry. O tak! W połowie powinien być otwarty właz (może bez drabinki) nad którym powinni stać słyszalni, rozmawiający Niemcy. Jeden z nich z granatem w ręce powinien czasem świecić na dół latarką i coś krzyczeć zaglądając do środka. Powinno być słychać z góry strzały. Robiłoby się nerwowo. Prosty robot by załatwił sprawę. Tak by tworzyło się legendę kanału. No i na końcu jak ktoś chce to powinien móc wyjść przez kanał na górę. Na powierzchni powinni stać Powstańcy z oddziału. Jeden lub dwóch z nich powinni wzmocnionymi rękami umożliwiać złapanie się i wyjście tam gdzie kończy się drabinka. Tak by to wyglądało gdybym ja był za to odpowiedzialny.

To na tyle pierwszych uwag jak uatrakcyjnić ekspozycję i ofertę handlową Muzeum. Pokadziliśmy sobie, że jest fajnie więc przyszła pora na krytykę. Pochwaleni jak dotąd powinni mężnie ją znieść.

Wróćmy do początku czyli wejścia. Pierwsza sala zawiera coś co mnie głęboko zasmuciło. Jest ona poświęcona początkom wojny i okupacji. Mamy tam tablice poświęcone przebiegowi początku wojny w poszczególnych częściach kraju. Jedna z tablic opisuje co się działo we Wschodniej Galicji i Lwowie.

Przepraszam bardzo, ale jeśli być konsekwentnym historycznie to powinno być Wschodnia Galicja i Lemberg a nie Lwów. Jak rozumiem wirus krakowski opanował też Warszawę.

Ja kiedyś spotkałem się na tzw. business lunchu z ekipą z Warszawy. Był tam jeden misio, który na pytanie czy też jest z Warszawy bardzo się obruszył i powiedział z niekłamaną dumą – Ja jestem z Krakau!

No więc ten wirus galicyjski kojarzy mi się nieodparcie z Krakowem. Z tym dziwkarskim (tu się trochę hamuję rzecz jasna) zakłamaniem, które szczytuje przy każdym portrecie ojca narodu Franciszka Józefa. Nie czas tu i miejsce więc tylko sygnalizuję, że do tematu tego najbardziej wybielanego, niedocenianego zaborcy jeszcze kiedyś wrócę.

Na razie jednak zaznaczam, że pełna nazwa Lwowa brzmiała Królewskie Stołeczne Miasto Lwów. Jeżeli Kraków, zamiast być dawną królewską stolicą woli się samookreślać jako stolica zadupiastej prowincji imperium to wolna wola. Nas jednak proszę w to nie mieszać.

W trakcie wybuchu wojny Lwów był stolicą województwa Lwowskiego, największym miastem Małopolski Wschodniej, a nie żadnej Wschodniej Galicji. WSTYD że o tym nie wiedzą w Muzeum PW.

To jest moim zdaniem skandal.

Jeżeli ktoś dalej nie widzi problemu, to proszę sobie łaskawie przypomnieć jaka jednostka nosiła w trakcie II wojny światowej Galicję w nazwie.

Zwiedzający muzeum poza oryginalnym podziałem administracyjnym II RP mogą jeszcze przeczytać o tym, że Niemców odpowiedzialnych za zbrodnie w czasie tłumienia PW nie ukarano ze względu na braki proceduralne.

Jak rozumiem po wojnie w Polsce zabrakło bystrych adwokatów.

To jest tak kolosalna bzdura, że wstyd mi, iż znajduje się chyba także w języku angielskim.

Tak samo jak wstyd mi za to iż przy Murze Pamięci znajdują się skoroszyty z zalaminowanymi listami, które mimo pięknej pogody podeszły wilgocią i niektóre kartki pokryte były jakąś grzybiczną mazią. Uświniłem się starając znaleźć lokalizację rodziny. Wstyd!

Ponieważ przypomniałem sobie umazaną tym syfem rękę nie będę się tu cackał i przyznam, że w trakcie oglądania tej ściany uderzyło mnie jak cheap’nie ona wygląda. Co to, była jakaś wyprzedaż na targach firm pogrzebowych na sztuczny kamień?

Tak wygląda ściana w Warszawie:

https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/b/b0/Muzeum_Powstania_Warszawskiego_1.jpg

a tak w USA na ścianie poświęconej wojnie w Wietnamie:

http://www.veteranstoday.com/wp-content/uploads/2012/05/vietnam-memorial11.jpg

a tak w USA ściana wojny w Korei:

http://www.thisworldrocks.com/wp-content/uploads/2013/08/korean-wall-370.jpg

a tak w UK ściana lotników z Bitwy o Anglię:

http://rodney.marples.name/BattleofBritainMemorial_files/image012.jpg

Nawet w słoneczny dzień nazwiska na warszawskiej ścianie są słabo czytelne. Ciekawe czy chociaż była tańsza.

Na pewno tanio wypadł dziedziniec – park z repliką wozu pancernego „Kubuś”. Stoi on na jakimś polu żwiru, cholera wie czy można do niego podejść i zrobić sobie zdjęcie. Chyba na pewno nie można wejść do środka. Ja nie zauważyłem nikogo kto by nawet próbował się do niego zbliżyć. Stoi zapomniany.

Jeszcze gorzej jest ze schronem Ringstand 58c. Większość ze zwiedzających nawet pewnie o nim nie wie. Jest za zaparkowanymi samochodami vip’ów daleko z tyłu pod murem.

Ostatnią rzeczą z pogranicza dobrego smaku jest położenie całkiem estetycznej kawiarni o gustownie dobranych meblach na zapleczu części poświęconej PRL. Unosi się stamtąd uwodzicielski zapach kawy, planowo lub nie, ocieplający wizerunek z sierpem i młotem.

Najładniej pachnąca część muzeum nazywa się ‘Polska Lubelska’ i wygląda tak:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Muzeum_Powstania_Warszawskiego#/media/File:Wystawa_Polska_Lubelska_Muzeum_Powstania_Warszawskiego.JPG

Nikt się do tego nie przyzna, ale ja wietrzę bardzo sprytnie i z pełną premedytacją zaplanowany efekt.

Zapach normalności po prostu.

Na koniec, dziękuję wytrwałym za lekturę. Przypominam, że tekst ma długość 45 tysięcy znaków i zawiera całą garść doskonałych pomysłów. Moich pomysłów, na co zwracam uwagę, bo się nawet przy samym pisaniu napracowałem. Proszę o tym pamiętać.

 

UWAGA W związku ze zmianami organizacyjnymi na salonie24 w dniu 3 stycznia 2017 muszę usunąć wszystkie moje komentarze. Część z nich, te moje coś wnoszące, wklejam poniżej:

 
  • @LYSY NUREK

    Witam. "Powinno być" odnosi się jedynie do ostatniej zakładki, a konkretnie do laminowanej gnijącej listy nazwisk, Galicji Wschodniej i tego żenującego idiotyzmu o brakach proceduralnych.
    Co do reszty, to tylko moje sugestie w kategorii "można". Rozumiem, że są dyskusyjne. Bałem się, że pierwszy zarzut będzie o to iż chcę skomercjalizować Muzeum. Moją intencją jest zaś pogłębienie przeżycia z jego wizyty i rozciągnięcie go w czasie.

    Tak, puściłem swobodnie wodze sarkazmu, ale w przypadku tej nędzy z ofiarami rozstrzelań mogłem jedynie zdobyć się na czarny humor, albo się rozpłakać.

    Pozdrawiam
    MISTRZ PŁUGA6.07.2015 18:21
    73790
  •  

  • @IFIGENIA

    Obawiam się, że się nie zgadzam z warunkiem poniżej 25 roku życia. Nic by to nie zmieniło. Nastąpiłaby tylko zmiana pokoleniowa a nie jakościowa. Poza tym ja nie postuluję zmiany dyrekcji bo niewiele o niej wiem. Nie chce mi się w ten temat wnikać, bo ma to mało sensu w tym momencie.
    Co do braku T-shirtów to fatalnie ale chyba nie chodziło o T-shirty Sasnala?

    Jeśli dyrekcja nie chce składać kwiatów to ja bym nikomu ręki nie wykrecał. Nie cierpie hipokryzji, więc skoro ktoś pokazuje, że ma pewne sprawy w nosie to go szanuję za szczerość.
    Nigdy chyba nie zabraknie kogoś do złożenia kwiatów. A jak ktoś nie chce to nie musi. Najlepiej żeby w ogóle się nie zmuszał do przychodzenia do Muzeum. W Warszawie jest tyle ofert pracy...
    MISTRZ PŁUGA6.07.2015 19:12
    73790
  • @JAROSŁAW KLIMENTOWSKI

    Jest coś takiego jak polityka kulturalna państwa. A przynajmniej powinna być.
    Każde muzeum kreuje, już na etapie wyboru eksponatów do pokazu.
    Ja nie wiem o czym Pan mówi bo mnie ten temat w Muzeum w ogóle nie interesował. Nie zwróciłem więc uwagi czy jest o tym dużo, czy mało.
    Było coś o Stalinie i jego zdjęcie więc coś tam chyba było. Trudno mi sobie wyobrazić by pojawił się on w tym Muzeum tylko jako ozdobnik.

    Co do Kampanii Wrześniowej to ma Pan absolutnie rację ale... ja po namyśle cieszę się, że nie ma jeszcze takiego muzeum. Kiedys ono powstanie. Kontrowersje w sprawie Powstania to mały problem w porównaniu z Kampanią Wrześniową. Jak np. wyobraża Pan sobie przedstawienie obrony Brześcia? Losów Lwowa? Nie wiem czy w obecnej sytuacji politycznej sensowne i prawdziwe ukazanie tej kampanii jest w ogóle możliwe. Uczestnicy już zdążyli wymrzeć (jak mój dziadek) więc nie ma potrzeby się śpieszyć.
    Jego nieobecność (muzeum) jest przecież też symboliczna.
    Grunt żeby powstało do 2039. Jeszcze jest czas.
    MISTRZ PŁUGA6.07.2015 19:19
    73790
  •  

  • @LYSY NUREK

    No prawda. Kampania Wrześniowa to to była dla Wehrmachtu.
    MISTRZ PŁUGA6.07.2015 19:21
    73790
  •  

  • @JAROSŁAW KLIMENTOWSKI

    Mnie znacznie bardziej bulwersuje, że Muzeum wypięło się na blogerkę Beret w akcji (którą polecam obok), a która prosiła ich o wydanie książek jej rodziców- Powstańców, składających się z relacji ich kolegów w latach 90-tych. Dla mnie to jest skandal.
    Poczytać można sobie na blogu tej pani.

    'Obłęd 44' jeśli nie był wydany przez Muzeum nie ma obowiązku być w ich sklepie. Czy to jedyny tytuł stawiający tego typu pytania?
    MISTRZ PŁUGA6.07.2015 21:22
    73790
  •  

  • @VICTORIA

    Dla mnie te kilkuset blogerów to już jest publiczność satysfakcjonująca. Ta notka jest tak długa, że nie miałaby szansy w żadnym innym medium. Gdybym ją wsadził na stronę Muzeum to by zaraz ją pewnie wywalili.
    Mnie naprawdę nie chodzi o szukanie winnych itd. Ale byłoby dobrze gdyby się Muzeum rozwijało. Być może z lepszymi pomysłami niż moje. Byłbym zachwycony gdyby tak było.
    MISTRZ PŁUGA6.07.2015 21:44
    73790
  •  

  • @MYSZ-A-KYSZ

    Miałem nie odpisywać, ale nie zgadzam się z odbieraniem mi głosu w moim własnym miejscu. Ja tu jestem gospodarzem i to ja określam kto ma się zamknąć i siedzieć cicho. I na to trzeba sobie solidnie zapracować. Dlatego właśnie odpiszę.

    Obawiam się, że nie zrozumiała Pani ani moich intencji, ani krytyki. Pisze Pani że krytykuję KAŻDY OBIEKT w Muzeum i że ludzie oddawali ekponaty przechowywane z pietyzmem w ukryciu. Otóż ja w całym tekście wcale nie krytykowałem tych eksponatów. Nie uważam więc bym mógł urazić ich właścicieli.
    Krytykowałem owszem, ale sposób organizacji ekspozycji i zaniedbania, które nie mają nic współnego z Powstańcami i darczyńcami Muzeum.
    Dużo się napisałem o towarze co Panią zdenerwowało na tyle by nazwać mnie "sprzedawcą Powstania".
    Otóż droga Pani na terenie Muzeum odbywa się sprzedaż, proszę mnie świętoszkowato nie pouczać, tylko pójść do Muzeum z biczem i pogonić handlarzy.
    Jeśli uważa Pani, że ja postulując o sprzedaż drogich, wysokiej jakości pamiątek zamiast jedynie plastikowych długopisów kupczę Powstaniem, to nic na to nie poradzę.
    Dla Pani to normalne, że nie ma tam ani symboli Polski Walczącej ani Parasola, za to jest Tytus Romek i Atomek (z całą sympatią do tego, bo się na tym wychowałem). Dla mnie nie jest to normalne.
    Panią satysfakcjonuje, że sprzedaje się emblematy poszczególnych oddziałów powstańczych bez słowa wyjaśnienia, a mnie nie.
    Musze przyznać, że bardzo mnie Pani dziwi.
    MISTRZ PŁUGA7.07.2015 09:55
    73790
  • @ASKETIL

    No to chyba musiał Pan publicznie podważyć autorytet pani przewodniczki skoro doprowadził ją do furii.
    Ja z przewodnikami nie miałem kontaktu, bo miałem mało czasu i byłem sam. Rozmawiałem z pracownikami obsługi, sprzedawcami i pracownikami technicznymi. Oni byli jak wspomniałem bardzo uprzejmi.
    'Interakcyjność' też moim zdaniem jest raczej słaba, no ale miejmy nadzieję to się będzie rozwijać.
    MISTRZ PŁUGA7.07.2015 09:59
    73790
  • @SCHOLI

    Troche mnie Pan zaskoczył, bo odniosłem wrażenie, że są tam osoby starsze. Domyślałem się, że takim lokalnym wolontariuszem była właśnie ta opisana starsza pani w Sali Małego Powstańca.
    Być może na liście wolontariuszy jest jakaś lista kolejkowa?
    MISTRZ PŁUGA7.07.2015 10:03
    73790
  •  

  • @GŁÓG

    Niesłusznie. Ja nawet o brak serca nie posądzam pracowników samego Muzeum (co mam nadzieję było wielokrotnie i jasno sygnalizowane).
    Jednak mam pretensje, że w widoczny sposób idea tego Muzeum po okresie gorączkowego otwarcia gdzieś się zawiesiła i zamarła.
    Albo coś ktoś z tym zrobi, albo reakcje publiczności będą coraz bardziej obojętne.

    Bardzo mi się podobał pomysł z bijącym sercem Polski w tym Muzeum. Uważam to za genialne i dlatego właśnie to serce potrzebuje krwioobiegu i nowych krwinek. Dlatego właśnie zachęcałbym młodzież by wychodziła z tego Muzeum zaopatrzona w niezapomniane przeżycia, naszywki, opaski i repliki dokumentów konspiracyjnych. By mogli się czuć kontynuatorami tego Powstania.
    MISTRZ PŁUGA7.07.2015 13:06
    73790
  • @SCHOLI

    Ja jestem daleki od polityki, więc nie będę się zagłębiał w meandry partyjnych rozgrywek.
    Idea Miasta Niezłomnego jest wielką ideą, większą nawet niż Lech Kaczyński.
    Nie ma znaczenia co kto sądzi o PiSie czy PO.
    To są nic nie znaczące liście które uschną za góra kilka lat, a Muzeum pozostanie i w 2044 musi być odświeżone nowymi koncepcjami.

    Gdyby to ode mnie zależało, to byłoby na stulecie w zupełnie nowym, znacznie bardziej prestiżowym obiekcie. Na razie mimo dobrych chęci i tego serca jakie w nie włożyło mnóstwo osób uważam je za prowizorkę.
    Może uda mi się dożyć stulecia i będę mógł udać się do nowego, wspaniałego obiektu z moimi przyszłymi wnukami. O tym marzę!

    Nie znaczy to jednak iż nic się już nie da zrobić z obecnym miejscem i ekspozycją. Wydaje mi się, że udowodniłem, że jak najbardziej się da. Można, trzeba tylko zechcieć!
    MISTRZ PŁUGA7.07.2015 13:13
    73790
  •  

  • @KRZYSZTOF JELLONEK

    Przez tę salę tylko przebiegłem. Zauważyłem że Wanda Wasilewska jest na dwóch zdjęciach. Czytać mi się nie chciało, bo cokolwiek by napisali nie sądzę, bym się czegoś nowego dowiedział. No i nie po to poszedłem do tego muzeum. Coś więc na ten temat powinno być, jednak akurat mnie to mało interesuje i nie podejmuję się tego analizować.
    Może ktoś bardziej kompetentny tam pójdzie i nam to zrelacjonuje?
    MISTRZ PŁUGA9.07.2015 12:58
    73790
  • @ASKETIL

    Być może nie można mówić zbyt interesująco ;)
    Z drugiej strony jakieś prawo do reakcji muszą mieć. Można sobie bowiem wyobrazić sytuację gdy przyjdzie tam jakiś ewidentny wariat i zacznie opowiadać stek kłamstw. Skoro jednak Pana przeproszono to najwyraźniej miał Pan rację.
    Pomysł żeby nie można się było odzywać np. do swoich znajomych czy krewnych, czy nawet obcych osób, które tego sobie życza jest też absurdalny.
    MISTRZ PŁUGA9.07.2015 13:02
    73790
  • @GŁÓG

    Oczywiście, że można trzymać poziom. Zależy to od intencji i wykonania. Gdyby to porządnie zorganizować to dostojność by nie ucierpiała.
    Mam też mieszane uczucia co do satysfakcjonowania rodzin Powstańców. Wszystkich nigdy nie da się usatysfakcjonować. Nawet sami Powstańcy w niektórych istotnych kwestiach mieli różne poglądy, co było widać nawet na Powązkach.
    Ich rodziny będą zapewne jeszcze bardziej różnorodne.
    Poza tym czy skoro na Murze Pamieci jest moje nazwisko to też się kwalifikuję na rodzinę Powstańców?
    Jakkolwiek to zimno i bezdusznie zabrzmi uważam, że rodziny Powstańców nie mają praw autorskich do Powstania.
    MISTRZ PŁUGA9.07.2015 13:10
    73790
  •  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura